2008/01/25

Ireneusz Zjeżdżałka "Mały atlas mojego miasta" - małomiasteczkowa miniatura

Ireneusz Zjeżdżałka jest redaktorem naczelnym i głównym motorem napędowym "Kwartalnika Fotografia", fotografem dokumentalistą i wrześnianinem (ostatnia informacja jest w tym wypadku równie ważna, co wcześniejsze). Jak sam o sobie mówi - prowincjusz, ale w najlepszym tego słowa znaczeniu (to już mój dopisek). Wspólnie z Marcinem Myszkiewiczem (poeta, miłośnik haiku) stworzył malutką książeczkę pt. "Mały atlas mojego miasta" (2003 r., wydawnictwo Kropka). Zdjęcia powstawały w latach 1999-2001 i przedstawiają rodzinne miasto obu panów, czyli Wrześnię. Mały atlas jest rzeczywiście niewielki - albumik ma 7,5 x 11 cm i jest wielkości kasety magnetofonowej (pamięta je ktoś jeszcze?). Każdemu zdjęciu towarzyszy haiku.


Fotografie zostały wykonane starym voigtlanderem 6 x 9 cm i zreprodukowane w skali 1:1. Album (nadal mam problem z użyciem tego słowa w tym poście...) jest wydrukowany na szorstkim, szarawym papierze. Zresztą tutaj praktycznie króluje szarość, bo jakość druku pozostawia wiele do życzenia, ale ponoć tak miało być. Początkowo tego nie kupiłem, zwłaszcza mając w pamięci idealne, wysublimowane odbitki Zjeżdżałki. W "Małym atlasie" szczegółów brak, cienie mają fakturę błota, a światła klarowność pochmurnego listopadowego poranka. Chyba jednak dam się przekonać, że takie było zamierzenie (nie podejrzewam Eryka o niedopatrzenie druku), że tak właśnie może wyglądać Września. W każdym razie kiedy przefiltrować obraz przez wspomnienia związane z bliskimi miejscami. Narzędzie (stary aparat) i forma publikacji idealnie pasują do tematu.

fot. Ireneusz Zjeżdżałka, z cyklu "Mały atlas mojego miasta"
"Mały atlas mojego miasta" jest cudownie sentymentalny, to prawdziwa celebracja małomiasteczkowości w pełnej krasie jej nijakości. Te obrazki (i rzeczywistość, którą pokazują) nie przystają do świata pokazywanego w kolorowych mediach. Ale ten świat też da się lubić, nie wszystko musi być śliczne i błyszczące - chyba nawet lepiej, żeby nie było. Te fotografie to nie tyle szukanie piękna w codzienności, co komunikat, że taka powierzchowna atrakcyjność nie jest potrzebna do życia. Wiersze towarzyszące każdej fotografii zmuszają do zatrzymania się przy każdym obrazku, dzięki czemu książka ma dość równy, niespieszny, monotonny rytm. Chwilami przeszkadza mi tylko to, że czasem haiku są zbyt "głośne", że zagłuszają niektóre zdjęcia, zamiast z nimi współgrać.

fot. Ireneusz Zjeżdżałka, z cyklu "Mały atlas mojego miasta"
Co prawda ze względów czysto fotograficznych zdecydowanie wolę eleganckie kwadraty, z jakich znany jest Zjeżdżałka, ale tutaj w połączeniu z tekstem format 6 x 9 cm bardzo ładnie się sprawdza. Swoją drogą, jestem ciekaw, czy zdjęcia i wiersze powstawały osobno i dopiero potem zostały ze sobą skonfrontowane i odpowiednio ułożone, czy wiersze były reakcją na poszczególne zdjęcia, czy też może odwrotnie.

Oby więcej takich tomików ukazywało się w naszym kraju. I nie chodzi mi nawet o prowincjonalną tematykę - wszak małą ojczyzną może być dzielnica dużego miasta - ale o inicjatywę i przekonanie, że nawet taką miniaturę warto wydać. Oczywiście co kto lubi, ale ja mam w tej chwili z tą książeczką tylko jeden problem - jest tak malutka, że nie bardzo wiem, gdzie i jak ją położyć na półce ;-)

PS Trudno się nie uśmiechnąć, na widok różowej czcionki na okładce.

Marcin Myszkiewicz i Ireneusz Zjeżdżałka "Mały atlas mojego miasta"
liczba stron: 78
format: 75 x 111 mm
okładka: miękka
cena: nie więcej niż 10 zł (ale weź to znajdź i kup...)

Brak komentarzy: