2008/01/18

Helmut Newton "Pola Woman" - polaroidy, cz. 4

A teraz coś lżejszego. Przedostatnia część cyklu o polaroidach będzie o moim ulubionym Helmucie Newtonie. Na początku lat 90. ubiegłego wieku Schirmer / Mosel wydał album "Pola Woman" zawierający polaroidy uroczego niemieckiego świntucha. Od tamtej pory książka była wielokrotnie wznawiana. Nie jest to pozycja wybitna, ale Helmut Newton to pewnego rodzaju samograj na rynku fotograficznym - od pewnego momentu swojej kariery wszystko, czego dotknął, zamieniało się w złoto. Dlatego "Pola Woman" to dodatek do pozostałych, poważniejszych zbiorów prac fotografa. Dodatek równie bezpretensjonalny, jak amatorska polaroidowa fotka.

Fotograficzny notatnik

"Pola Woman" to książka dokładnie taka, jak jej okładka - świetna dizajnersko, trochę tandetna, trochę brzydka, momentami wręcz odpychająca (w najlepszym tego słowa znaczeniu - załóżmy, że "odpychający" może być komplementem... :-) Na mnie działa tak (wciąż mowa o okładce), jak na większość osób wypadek samochodowy, od którego trudno oderwać wzrok, mimo że patrzenie boli. Mój egzemplarz jest dodatkowo lekko podniszczony (kupiony na przecenie zdaje się), co dodaje mu uroku i świetnie pasuje do niedbałych, często również zniszczonych zdjęć zamieszczonych w środku. A tam zarówno fotki ciekawostki (ze starych sesji dla "Vogue'a" czy reklam YSL), jak i wglądówki ze słynnych projektów - jak choćby "Big Nudes" czy seria z manekinami w krajobrazie miejskim. Tematyka jak to u HN - akty, moda. Co ciekawe, mimo że kolekcje widoczne na fotografiach są już rozbrajająco démodé (najwyraźniej jeszcze nie wróciły do łask), same zdjęcia się nie zestarzały. A nawet jeśli, to tylko trochę.


W krótkim wstępie do książki Newton pisze o poczuciu, że często polaroidowe szkice mają więcej życia i spontaniczności niż późniejsze "poważne" zdjęcia na "prawdziwym" filmie. Fotograf opowiada jak to polaroidy pomogły mu podczas pracy nad cyklem "The Naked and the Dressed", w którym fotografie były zestawione w dyptyki - z modelkami w ubraniach i bez. Dowiadujemy się też, jak o mały włos nie został wyrzucony z pewnego hotelu za potajemne fotografowanie rozebranych modelek (bez wiedzy dyrekcji - zresztą później, kiedy zdjęcia ukazały się w "White Women", na pewien czas stał się persona non grata w tym hotelu).

Nie dla wszystkich

Nieprzykładanie wagi do polaroidów i rozdawanie ich znajomym sprawiły, że wiele ciekawych prac zniknęło. Ale to, co trafiło do "Pola Woman", stanowi bardzo fajny zapis sposobu pracy Newtona i pozwala zajrzeć za kulisy kilku słynnych sesji. Poza tym to po prostu zbiór szkiców (często bardzo ciekawych - moje ulubione zdjęcie znajduje się na stronie 62), często opatrzonych notatkami. Ale mimo surowości tych fotek trudno się oprzeć wrażeniu, że coś w nich jest. Może właśnie ta spontaniczność pierwszego pomysłu i brak zahamowań związanych z pracą nad ostateczną formą zdjęcia? W każdym razie dla mnie "Pola Woman" to album nie tylko dobry fotograficznie, ale też niezwykle ciekawy i pouczający (ha! kto by pomyślał, że w kontekście HN padnie przymiotnik "pouczający"...). Zdaję sobie natomiast sprawę, że kogoś, kto nie gustuje w twórczości HN, może porządnie znudzić. Odpuszczenie sobie tej książki nie zuboży w znaczący sposób edukacji fotograficznej danego delikwenta (jeśli w ogóle), ale jeśli ktoś lubi czasem spojrzeć znanemu fotografowi na ręce i ma ochotę na kilka chwil bezpretensjonalnej radochy tworzenia - polecam.


A czemu "Pola Woman"? Bo, z wiadomych względów, na zdjęciach są same kobiety. Poza autoportretami HN, oczywiście.

Aha, jeszcze ciekawostka - na 175 ilustracji tylko 74 są w kolorze. A dam głowę, że większości osób polaroidy kojarzą się wyłącznie z kolorem.

Helmut Newton "Pola Woman"
liczba stron: 152
format: 229 x 300 mm
okładka: miękka
cena: ok. 90 zł

Schirmer / Mosel

Brak komentarzy: