2008/01/27

Ale o co chodzi?

Przeglądam dzisiejsze "Wysokie obcasy" [26.01.08, nr 4 (457)], m.in. w poszukiwaniu tematu numeru, czyli materiału o pracujących dzieciach. W końcu go znajduję i przecieram oczy ze zdumienia. Artykuł zatytułowany "Zapłacą najsłabsi" został bowiem opatrzony dziwacznym zbiorem zdjęć. W sumie mogłem się czegoś podobnego spodziewać już po obejrzeniu okładki, która wygląda jak tzw. zdjęcie "archiwalne", czyli staroć po prostu. Poczułem się, jakbym czytał "Stolicę" (tygodnik, jeszcze przed niedawną reaktywacją). Old school totalny - estetyka sprzed czterdziestu lat co najmniej, aż się przykro robi. Zwłaszcza że sam tekst bardzo ciekawy - może nie poruszający, bo Adam Leszczyński (autor) ma dość lakoniczny, rzeczowy styl, ale i tak otwiera oczy. Leszczyński pisze zarówno o pracy "niewolniczej", jak i niewolniczej - nie tylko w Ameryce Łacińskiej czy Afryce, ale też np. w naszym kraju.

Szkoda, że artykułowi słusznie wybranemu na temat numeru towarzyszą takie fotografie. Czarno-białe (nie mam nic przeciwko), ziarniste (nie mam nic przeciwko), jakby z innej epoki (o to się właśnie czepiam). Dlaczego zdecydowano się na taki zestaw? Jedynym powodem, który przychodzi mi do głowy, jest powszechne skojarzenie fotografii czarno-białej z reportażem, prawdą przekazu i zaangażowaniem w sprawę (jak powierzchowne by takie spojrzenie nie było). Nie dość, że wizualnie te zdjęcia trącą myszką, to jeszcze opublikowany zestaw jest mocno średni, nawet po wzięciu poprawki na wybraną przez fotografa konwencję (styl?). Ktoś poszedł po najmniejszej linii oporu i oglądamy katalog pod tytułem: "proszę państwa, oto jak wygląda pracujące dziecko w Peru, w Nikaragui, w Nepalu". Taki wybór okropnie spłyca treść artykułu. Ręce opadają.


Nie wszystkie zdjęcia są słabe, taka ocena byłaby krzywdząca, ale niestety większość kończy na poziomie "może być". Fernando Moreles (bo tak nazywa się ich autor) jest niemal nieobecny w Google'u, ale z tego, co udało mi się ustalić, w czasach, gdy królowała taka fotografia, nie było go jeszcze na świecie albo zajmował się nauką chodzenia, a nie robieniem zdjęć. Co ciekawe, gość został kilka razy nagrodzony w renomowanych konkursach (m.in. moim nieulubionym World Press Photo). Ale to właśnie jego prace ściągają artykuł "Zapłacą najsłabsi" w dół. Przykro mi (serio, wolałbym obejrzeć coś ciekawszego).

Najgorsze jest chyba jednak to, że tutaj tekst jest dodatkiem do zdjęć. Fotografie Morelesa posłużyły za punkt wyjścia - nagłówek przekonuje, że mamy do czynienia z fotoreportażem, co stawiałoby tekst Leszczyńskiego w roli służebnej i, co tu dużo mówić, drugorzędnej. Ech...

"Wysokie obcasy"

Bredzę? Czepiam się? Napisanie komentarza nie boli (wiem, bo sam próbowałem).

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

a moze Pan tych zdjec po prostu nie czuje, nie oglada ich. do mnie niemal kazde z nich przemawia mocniej niz jakikolwiek tekst. dzieci zebrzace w strolicy peru cuzco... nie, przepraszam, kazde z tych zdjec jest dobitne. tekst Adama Leszczynskiego to wlasciwie dopelnienie liczbami tego co widze na zdjeciach.