2008/02/29

"Związki" Jindřicha Štreita w ZPAF-ie

W Starej Galerii ZPAF zakończyła się właśnie zorganizowana wspólnie z Centrum Czeskim wystawa "Związki" Jindřicha Štreita. Zestaw pokazywany przy Placu Zamkowym został skompilowany specjalnie do tej prezentacji i obejmuje kilkadziesiąt prac wykonanych od połowy lat 70. ubiegłego wieku. Widzowie obejrzeli bardzo szeroki przegląd twórczości jednego z najlepszych czeskich fotografów tworzących w nurcie fotografii humanistycznej. Czarno-białe, ziarniste odbitki ukazują sceny życia codziennego nie tylko naszych czeskich przyjaciół, ale też naszych rodziców - część zdjęć pochodzi z Polski.

Fotograf z czułością dokumentuje zabawy dzieciaków, alkoholowe rozrywki dorosłych, trudy i radości (tekst zupełnie jak z poprzedniej epoki - wybaczcie... ;-) Wiele zdjęć jest świetnych - jeśli ktoś lubi taką fotografię oczywiście (ja mam słabość do HCB, Erwitta i Doisneau, więc z przyjemnością je obejrzałem), inne nie do końca przekonują, ale i tak mają dużą wartość poznawczą. To aspekt fotografii, który od niedawna odkrywam na nowo, a prace Štreita są pod tym względem idealne. Absurdalne zabawy (choć nie zawsze jest idyllicznie), wszechobecny brak pośpiechu (czy się stoi, czy się leży...), bieda, która nie jest tragedią, i ludzie - Štreita interesują przede wszystkim ludzie. Związki między nimi, kobieta i mężczyzna, rodzice i dziecko, człowiek i przyroda - wszystko to pokazuje z podziwu godną szczerością i otwartością na drugiego człowieka, bez oceniania. Na jego zdjęciach zupełnie nie widać rezygnacji czy braku wiary w ludzi, co może dziwić u faceta z takim życiorysem (często miał pod górkę, w latach 80. zakazano mu fotografować).


Bardzo dobrze, że mogliśmy "Związki" obejrzeć, choć dziś trzeba tę wystawę rozpatrywać raczej w ramach powrotu po latach i historii, niż jako nowość (pod względem formalnym jest to przecież fotografia mocno przykurzona, żeby nie powiedzieć zramolała); nie można też powiedzieć, że właśnie odkryliśmy Štreita dla potomności. Ale OK - nie każda wystawa musi gonić światowe trendy.

Szkoda, że na pochwałach się nie skończy, ale sposób prezentacji wystawy woła o pomstę od nieba. Światło o różnej temperaturze, pasujące bardziej do pustego sklepu z lat 80. niż do galerii fotografii (może to przewrotne nawiązanie do okresu, z którego pochodzi większość zdjęć pokazywanych na wystawie? ;-), poobijane ramy, zdjęcia upchnięte na zbyt małej przestrzeni - to tylko niektóre minusy. Kiedy oglądałem "Związki", na jednej z sal galerii stał nawet fortepian, a w kącie smutna (bo cicha) mównica. Pełna profeska. Nigdy nie lubiłem tego miejsca, ale z pewnością można je lepiej wykorzystać, a sposób prezentacji prac Štreita to porażka na całej linii. Dobrze, że już nie trzeba płacić za wstęp...

Obowiązkowymi elementami wystawy fotografii są najwyraźniej fortepian i mównica. Brawo.
Na jakość odbitek nie będę narzekał, bo zakładam, że pochodzą "z epoki" i wykonał je sam autor, więc w pewnym stopniu niechlujność i niedoskonałości można złożyć na karb braku dostępu do odpowiednich materiałów i zaakceptować jako znak czasów (choć, przyznaję, łatwo mi to nie przyszło).

Krótko mówiąc, cieszę się, że miałem możliwość obcowania z dużym wyborem fotografii Štreita, szkoda, że akurat w Starej Galerii ZPAF, która jakby zatrzymała się jeszcze w poprzednim stuleciu. I to niekoniecznie w ostatniej dekadzie.

ZPAF

Brak komentarzy: